Otworzyłam oczy zadowolona z siebie jak nigdy, mając nowy biznes planem i nowy aspekt na życie, zwlokłam się z łóżka. Ubrałam czarną spódniczkę przed kolano, do tego białą bluzkę; zapięłam wszystkie guziczki prócz ostatniego pod szyją, który uwydatnił dekolt.
Nienawidziłam szpilek, zdecydowanie wolałabym pójść w wygodnych trampkach, ale nie wypadło stawić się w takim stroju na rozmowę kwalifikacyjną.
Spojrzałam w lustro; różowe włosy, zielone oczy, zgrabny nosek i pełne usta, wygięte w delikatnym uśmiechu. Wyglądałam całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że nie przespałam połowy nocy.
Nie zjadłam śniadania. Z tego całego stresu i tak nie zdołałabym nic przełknąć. Zresztą, wychodziłam z założenia, że gdy zgłodnieję, zawsze mogę podskoczyć do lunch baru.
Wzięłam torebkę z krzesła z kuchni i wyszłam z domu. Wsiadłam do mojego samochodu. Bordowa honda, może nie była najnowszym modelem, jednak kochałam ją ponad życie, ponieważ była pamiątką po moim zmarłym bracie. Zapięłam pasy i sprawdziłam, czy wszystko działa - czasem lubiła robić mi niespodzianki i psuć się na środku ulicy. Wykręciłam z parkingu, używając do tego wszystkich sił; brak wspomagania czasem potrafił być wyjątkowo uciążliwy.
Już z daleka zobaczyłam najwyższy wieżowiec w mieście - Dreary Holidings. Po raz kolejny zachwyciłam się nierealnością zaistniałej sytuacji. Boże! Przecież jechałam na rozmowę kwalifikacyjną do największej korporacji w branży! Spośród tylu, prawdopodobnie o wiele lepszych kandydatów, wybrano akurat mnie.
Ze spokojem skręciłam na podziemny parking. Wrzuciłam pierwszy bieg, chociaż po czasie nie uznałam tego za dobry pomysł - z początku wajcha się zacięła, a gdy w końcu zaskoczyła, coś zaczęło piszczeć; chyba powinnam wymienić klocki hamulcowe. Zatrzymałam się przy szlabanie, który po wylegitymowaniu mnie otworzył strażnik, po czym skierował na odpowiednie miejsce “dla gości”. Sprawnie zmieściłam się pomiędzy dwa auta, choć miejsca było niewiele, a ja wykręcałam kierownicę wielokrotnie. Zgasiłam silnik i delikatnie otworzyłam drzwi, szykując się do wyjścia, kiedy przypomniałam sobie, że w schowku znajdowały się moje dokumenty, więc po nie sięgnęłam. Wtedy niefortunnie pchnęłam nogą w drzwi, które z kolei uderzyły w sąsiedni samochód. Och, brawo, Sakura! Z przerażeniem spojrzałam, czy nic się nie stało. Miałam jednak cholerne szczęście - nie było ani jednej ryski. Dobra, upominam siebie, muszę stąd jak najszybciej odejść, zanim zrobię coś znacznie gorszego.
Spokojnym krokiem ruszyłam w kierunku wind, ukradkiem zerkając na zegarek; nie chciałam spóźnić się na tak ważne spotkanie. Wcisnęłam przycisk przywołujący. Czekając aż drzwi się otworzą, wygładziłam lekko pogniecioną spódniczkę. Stres mnie nie opuszczał, dlatego wzięłam ostatni głęboki wdech. W samą porę - gdy drzwi się rozsunęły, nagle ktoś na mnie wpadł. Straciłam równowagę i upadłam z rozmachem. Ała! Poważnie obiłam sobie tyłek, a do tego obtarłam kostkę szpilką. Piekło jak sam skurwysyn, piekło jak zgaga w żołądku, piekło jak w piekle!
Coś mnie przygniotło, coś ciężkiego. Otumaniona, w bezruchu czekałam na rozwój wydarzeń. Bałam się otworzyć oczy.
- Nic ci nie jest? – Usłyszałam męski głos tuż przy uchu. Otworzyłam jedno oko, czując na policzku jego ciepły oddech.
- Ekhem… może Pan ze mnie zejść? Za chwilę mam ważne spotkanie, na które nie powinnam się spóźnić.
Mężczyzna podniósł się bez słowa. Otrzepał garnitur z kurzu. Swoją drogą, wyglądał na koszmarnie drogi. Ja z kolei sięgnęłam po leżącą nieopodal torebkę. Dziękowałam Bogu, że nic się z niej nie wysypało, na przykład takie podpaski czy kosmetyki.
- Myślę, że następnym razem powinien pan uważać, wychodząc z windy - burknęłam pod nosem, po czym pospiesznie weszłam do windy i wcisnęłam przycisk z numerem ostatniego piętra. Drzwi się zasunęły i w tym samy czasie poczułam wibracje w lewej kieszonce marynarki. Wyciągnęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz; widniało na nim zdjęcie mojej mamy, uśmiechniętej od ucha do ucha. Z niechęcią odebrałam połączenie.
- Mamo, nie teraz - rzuciłam bez przywitania. - Za chwilę widzę się z prezesem, przecież mówiłam ci, żebyś nie przeszkadzała. Odezwę się później, okej? Paaa!
Szybko się rozłączyłam. Gdybym pozwoliła jej odezwać się chociażby słowem, zaczęłaby całą litanię, a nie mogłam sobie pozwolić na rozproszenie. Już sam ten wypadek na parkingu mnie rozkojarzył, a musiałam zachować czysty umysł. Boże, żebym tylko nie zaczęła się tam jąkać! To najgorsze, co mogłoby mi się przydarzyć.
Winda sunie w górę przy akompaniamencie spokojnej muzyczki. Po dotarciu na samą górę, drzwi się rozsunęły a moim oczom ukazało się eleganckie wnętrze holu. Niepewnym krokiem podchodzę do biurka sekretarki, która wygląda wręcz oszałamiająco. Piękna blondynka z czerwonymi, pełnymi ustami i wydatnym biustem. W porównaniu do niej wyglądałam jak szara myszka, co momentalnie odjęło mi odwagi.
- Dzień dobry, przyszłam do.... – zająknęłam się. - P-pana Prezesa.
- Prezesa Uchiha? - zapytała służbowym tonem, mierząc mnie twardym spojrzeniem. Czułam się dosłownie prześwietlana.
- Tak – przytaknęłam gorliwie i poprawiłam torebkę, która zsunęła mi się z ramienia.
- Prezes jest czasowo niedostępny. Zaprowadzę jednak panią do gabinetu, powinien się zjawić w ciągu piętnastu minut – mówiąc to wstała zza biurka i gestem ręki nakazała mi podążać za sobą.
Kroczyłyśmy pokrętnymi korytarzami. Stukot szpilek odbijał się echem od ścian, częściowo zagłuszając moje przyspieszone bicie serca. W końcu zatrzymałyśmy się przed ogromnymi, szklanymi drzwiami, na których widniała tabliczka z nazwiskiem prezesa Dreary Holidings.
Gdy weszłyśmy do środka, kobieta wskazała mi miejsce przy potężnym biurku z ciemnego drewna przeznaczone dla gości. Pokornie usiadłam; poduszki, jakimi obito krzesło, były nadzwyczaj wygodne.
- Napije się pani czegoś? - spytała, podchodząc do małego stolika, na którym stała karafka z wodą oraz ekspres do kawy. Obok stał wystawny barek, przez co nie byłam pewna, co dokładnie mi proponuje.
- Nie, dziękuję - odparłam asekuracyjnie.
Sekretarka uśmiechnęła się do mnie.
- Czy mogę zadać pani pytanie?
- Jasne, jestem do pani dyspozycji. W czym mogę pomóc?
- Trochę głupio mi o to pytać… Ale jaki jest pan Prezes? - zapytałam niepewnie.
– Nie wiem czy powinnam się wypowiadać na ten temat. Mogę pani powiedzieć tylko tyle, że jest dobrym szefem i dba o swoich pracowników.
- Uff, a już myślałam, że trafiłam na kolejnego dupka - szepnęłam do siebie. Wspominając wszystkie moje dotychczasowe prace, nigdy nie udało mi się trafić na porządnego szefa.
- Ma pani na myśli tych od CD Enterprises? - zapytała, przez co całkowicie straciłam rezon. O cholera! Najwidoczniej powiedziałam to głośniej, niż sądziłam. - Racja. Pracowałam tam przez jakiś czas, ale musiałam się zwolnić z przyczyn ode mnie nie zależnych… – Niespodziewanie podeszła do mnie i podała dłoń. – Yuiko Miyoshi, miło poznać.
- Sakura Haruno, mnie również. – Odwzajemniłam gest i posłałam jej skrępowany uśmiech. Zaraz potem Yuiko zostawiła mnie samą w gabinecie Prezesa.
O mój Boże! Najchętniej wzięłabym nogi za pas i stąd uciekła. Żołądek podskoczył mi do gardła, zaczęłam się trząść ze stresu i czułam, jak pocą mi się dłonie. Zaraz, już za moment, nadejdzie ta chwila.
Nakazałam sobie spokój i wyciągnęłam z torebki plik notatek. Zrobiłam niezły research na temat firmy i zamierzałam teraz wszystko jeszcze raz powtórzyć. Wszystko zdawało się być przeciwko mnie, ale ja wiedziałam, że nawet krocząc pod wiatr i tak dojdę do celu.
Przekonałam się o tym, widząc, kto wszedł przez szklane drzwi…
Od Autorki: Tak jak już wcześniej powiedziałam - nie zamierzam się niczym przejmować i nadal będę kontynuowała swoje dzieło. Nie interesują mnie już te wyssane z palca brednie. Te zarzuty powinny być skierowane w drugą stronę - do Oh Shit! Kiedy przeredagowywałam ten rozdział, wyjątkowo mocno utożsamiłam się z główną bohaterką, ponieważ i ja - tak samo jak ona - w tej chwili kroczę pod wiatr. :) Buziaki!
"Dzieło"? "Swoje"? Zabawna jesteś kochaniutka wiesz o tym? Czytałam Skinny i chyba z dwa razy i Oh Shit! nic ci nie skopiowała Pinokio! Nosek ci urósł do rozmiarów tak dużych, że nie widzisz jaka jesteś tępa i zadufana w sobie. Jeśli chcesz kraść to nie od Oh Shit! tylko od Szaszame, Mikuśki. Mayakczko i innych popierdolonych fejmów, które uważają się za Bóg wie kogo. No dobra Oh Shit! raz popełniła błąd, ale sorry! nigdy nie kradła treści i już więcej nie ukradła kodów kochanieńka.Ka pe wu?
OdpowiedzUsuńTeraz co do rozdziału... Daj se spokój milusia dobrze? Całym, nienormalnym serduszkiem będę za Oh Shit! i gówno mnie obchodzi co o mnie powiesz, ale od niej się odpierdol, bo sorry! ale się ośmieszasz. Oki?
No to pozdrawiam : Mayako, czy Miku, w zależności która to z was :3
LM <3
Ten komentarz jest tak niedorzeczny, że aż śmieszny. "No dobra Oh Shit! raz popełniła błąd, ale sorry! nigdy nie kradła treści i już więcej nie ukradła kodów kochanieńka.Ka pe wu?" a przy tym momencie to juz zrywałam boki. Ta dziewczyna kradnie na potęgę; szalony, treści, nawet zawartości widgetów, bo z jakichś przyczyn sama nie potrafi niczego naskrobać. Poza tym, nie rozumiem najazdu na "fejmy". Kto normalny, o zdrowych zmysłach chciałby kopiować tę miernotę w wydaniu Oh Shit. No przepraszam bardzo, ale ja w tym większego celu nie widzę. Doszukujecie sie cholera wie czego, oskarżając wszystkich po kolei. Shilly dała dowody na wcześniejsze istnienie opowiadania, a ja, niestety, ale nie widzę żadnych dowodów ze stony Oh Shit. Tym bardziej, ze to ona uchodzi w Internetach za mistrzynię podrabiania. Skończcie te bezpodstawne oskarżenia, albo dajcie dowody, żebym zmieniła zdanie, bo jak początkowo starałam się być obiektywna, tak teraz jakoś nie mogę.
UsuńElo.
Ah, i nie rozumiem tego obrażania. Do tej pory nikt Oh Shir nie wyzywał (a przynajmniej nie zauwazylam), a wy - jej przyjaciółeczki robicie to nagminnie i nawet nie trzeba wiele trzeba, żeby choćby jeden tekst przytoczyć "jesteś tępa i zadufana w sobie". Po czym to stwierdziłaś, że jest tępa i zadufana? Robiłaś jej test IQ? Czy Shilly sie z czymś obnosi? Wręcz przeciwnie - jest nad wyraz skromna i nie robi z tego afery tak jak wy. Troszkę klasy, kultury, manier, chyba w domu was ich uczono? Hm?
UsuńMnie najbardziej rozwaliło to: "Jeśli chcesz kraść to nie od Oh Shit! tylko od Szaszame, Mikuśki. Mayakczko i innych popierdolonych fejmów, które uważają się za Bóg wie kogo."
UsuńKURWA. A niby czemu od dziewczyn można kraść, a od "biednej" Oh Shit! już nie? (w sumie racja, jaki sens ma kopiowanie czegoś, co samo w sobie jest już kopią?) Niby ona taka niewinna? Serio? Mała poprawka - ona niczego się nie nauczyła, nadal kradnie kody i kopiuje. Nie wnikam w tę całą sprawę tutaj, nie obchodzi mnie, kto od kogo ukradł opowiadanie. Ale serio, to, że obrzucacie błotem moje koleżanki, ponieważ sobie coś ubzdurałyście... no sorry, ale coś tu jest nie tak. Zastanówcie się może zanim kogoś bezpodstawnie oskarżycie, dajcie jakieś dowody. Bo jak zauważyłam, póki co kierujecie się jedynie podejrzeniami, wyssanymi z palca domysłami.
To się robi już śmieszne.
Niech wszyscy ode mnie wypierdalają, bo mam tego kurwa dosyć. Jak komuś cokolwiek nie pasuje, proszę powiedzieć wprost. Jestem nawet skora wsiąść w pociąg/pks i przyjechać na spotkanie, by posłuchać jak będziecie do mnie chapać twarzą w twarz. Najlepiej rzucać bezpodstawnymi oskarżeniami. Sram na Pannę Gabrysię i jej niedojebanie. Sram również na tego bloga i jego autorkę/a/ów.
UsuńMacie do czynienia z dorosłą osobą, a nie gimbem, który wciąż na gówno mówi papu. Możesz sobie być swoim całym nienormalnym serduszkiem z tym dzieciakiem. Swoją nienormalną, pustą główką również. Już mi ręce opadają, jak na was wszystkich patrze. Rzygam tą blogosferą i tym piekłem, jakie próbujecie wszyscy rozpętać i jak tak wam bardzo szkodzi moja obecność w blogosferze, nie ma problemu, eloszka.
Znajdźcie sobie nową osobę do wieszania psów, powodzenia.